niedziela, 3 lutego 2013

Jak na razie jakoś żyję. Jutro egzamin z historii współczesnej. Czytam jakieś bzdurne teksty, z których i tak nic nie rozumiem - nigdy nie byłam mocna z historii, nigdy mnie ten przedmiot nie interesował.
Za to historia lubi ścigać mnie. Ostatnio wracają do mnie wspomnienia z liceum. Pamiętam, jak na jednym z przedmiotów jedna z nauczycielek zaczęła bawić się moimi włosami (siedziałam w ostatniej ławce pośrodku). Potem gładziła mnie po policzku, zaczęła obejmować i nachyliła się tak nisko, że jej wargi dotykały mojego ucha. Nigdy nie lubiłam dotyku, ale to... I to zrobiła przy absolutnie całej klasie, w środku lekcji. Czułam się upokorzona, chciałam się wyrwać, powiedzieć coś, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Pamiętam jak cała klasa patrzyła na mnie, na nią, a ja w myślach błagałam ich, by ktoś coś w końcu powiedział, ale wszyscy byli tak zszokowani, że zapadła grobowa cisza i nikt nawet nie miał odwagi się poruszyć.
- Co pani robi? - spytała jedna z dziewczyn, siedzących z przodu. Nauczycielka odskoczyła ode mnie jak poparzona. Spytała mnie, czy mam coś przeciwko i że ona po prostu czasem tak robi. Ale ja nadal nic nie mówiłam, bo co miałam powiedzieć? Że nic się nie stało? Stało się! Jej dotyk nie był ani trochę niewinny!
Od tamtej pory unikałam, jak mogłam zostawania z nią sam na sam w klasie. Zmieniłam też miejsce, by nie mogła mnie już więcej zaskoczyć. Ale i tak sytuacja powtórzyła się - raz, gdy wychodziłyśmy z koleżanką jako ostatnie, ona zagrodziła mi wyjście i, gładząc mnie po policzku, spytała dlaczego jestem blada. Czy może mnie nie odwieźć? Na szczęście, moja znajoma zareagowała i powiedziała, że ja zawsze tak wyglądam i wyciągnęła mnie za rękę z klasy, bo mnie po raz kolejny, dosłownie, sparaliżował strach.
Jej anonse w stosunku do mnie powtarzały się jeszcze kilka razy. Powiedziałam rodzicom, ale oni to wyśmiali i żartowali, że nauczycielka się we mnie zakochała. Mnie nie było do śmiechu ani trochę.
Ja wiem, że to nie jest jakiś mocny powód, by zacząć reagować na dotyk, tak jak mnie się zdarza - agresją. Jeśli ktoś mnie zaskoczy, jestem w stanie uderzyć. Co więcej, boję się, że z tego powodu, nigdy nie będę mieć chłopaka - mogłabym go mieć, ale zwyczajnie obawiam się dotyku. Nie byłabym w stanie kogoś pocałować, a już na pewno nie "coś więcej". Nie powiem, żebym miała w ogóle jakieś szczególnie mocne zainteresowania czy potrzeby seksualne, ale z drugiej strony kiedyś mogę przestać chcieć być sama. Mogę chcieć założyć rodzinę. I co wtedy? Jaki facet będzie chciał mieć za żonę kogoś, kto nie pozwala mu się dotykać?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz