wtorek, 19 lutego 2013

Myśl o tym, że jutro z powrotem na uczelnię przyprawia mnie o mdłości. Nie chcę tam iść. Studia nie sprawiają mi ani przyjemności, ani nie stanowią wysiłku umysłowego - co najwyżej nerwowy, jak patrzę na niektóre zakazane mordy. Od dwóch i pół tygodni próbuję zaliczyć nieobecność z jednego z przedmiotów - bez skutku. I nie - nie była to moja wina, bo dzielnie chodziłam na konsultacje, z tym, że pani X uparcie twierdziła, że nie ma dla mnie czasu. Ostatecznie, idę jutro zobaczyć się z dyrektorem (oczywiście, nie wiadomo czy się pojawi). Indeksy trzeba było zdać do dzisiaj, a bez wszystkich wpisów jest to niemożliwe. Nie wiem, dlaczego ona to robi. Jaki ma cel w byciu tak podłym człowiekiem i utrudniać ludziom życie. Bo nie tylko mnie narobiła przykrości swoim przedmiotem, którego i tak nie umie uczyć. Jako nauczycielka języka, jej poziom wydaje mi się być naprawdę mierny - grupa, która ma niższy poziom z inną nauczycielką przerabia 3x trudniejszy materiał niż my, a większość naszej grupy zna język lepiej niż wspomniana wyżej pani X.
Im dłużej chodzę na te studia, tym wyraźniejsze dla mnie się staje, jak wielki błąd popełniłam. To są studia humanistyczne, gdzie rządzi WOS i historia oraz nauki czysto polityczne. Na moje nieszczęście, ja się żadnym z tych przedmiotów nie interesuję. Czuję się coraz bardziej zmęczona i zdesperowana. Czytanie o tych wszystkich rzeczach przyprawia mnie o ból głowy. W dodatku, połowa wykładowców to psychopaci, a semestr letni zapowiada się jeszcze bardziej ciekawie niż poprzedni. Wprost nie mogę się doczekać pani Y, która będzie przez 1,5 godziny robić papierowe kulki, patrząc się w stół i zacieszając się z własnych żartów, których nikt poza nią nie rozumie. I moi kochani współstudenci, którzy nie wykazują najmniejszej krzty inicjatywy obywatelskiej, chyba, że trzeba się schlać jak świnia. Ale pomóc komuś, zrobić dla innych coś pożytecznego, to już nie! Oj, broń Boże!
Co ja tam robię, tego, kurwa, naprawdę nie wiem. Nie śpię po nocach, choć jestem zmęczona jak nie wiem. Znów potrafi mnie zbudzić najdrobniejszy szmer, budzą mnie koszmary, czy po prostu budzę się z jakiegoś niewyjaśnionego powodu. Jem jeszcze mniej niż zwykle - czuję, że powoli znikam, zamieniam się po raz kolejny w osobę, którą nie chcę być - w człowieka zimnego, bezwzględnego i pozbawionego uczuć. Ale na razie bardziej martwi mnie brak łaknienia - jem jeden, dwa posiłki dziennie. I nie, nie odchudzam się, bo i tak wiem, że jestem za chuda. Myślę, że znów wraca moja kochana nerwica. Jakbym miała w życiu mało zmartwień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz